Zamknij

W ROCZNICĘ ZAKOŃCZENIA BITWY O MONTE CASSINO WSPOMINAMY KPT. JÓZEFA DZIEDZIULA

20:40, 18.05.2020 redakcja Aktualizacja: 20:44, 18.05.2020
Skomentuj

Dziś mija 76 rocznica zakończenia Bitwy o Monte Cassino. Z tej okazji wspominamy tą datę ze względu na postać śp. kpt. Józefa Dziedziula, kombatanta, bohatera walk o Monte Cassino, mieszkańca Ostródy od 1955 roku. 

Jak podają źródła historyczne Bitwa o Monte Cassino (11-18 maja 1944) to jedna z czterech bitew toczonych w rejonie klasztoru na wzgórzu Monte Cassino na froncie włoskim II wojny światowej. Wzięli w niej udział polscy żołnierze z działającego w ramach 8 Armii brytyjskiej 2 Korpusu Polskiego pod dowództwem Władysława Andersa.

Pana Józefa i jego małżonkę Albinę poznaliśmy we wrześniu 2014 roku przy okazji wystawy "Ostródzcy weterani. Zachować w pamięci". Organizatorem wystawy był Wojciech Gudaczewski, a odbyła się ona w Miejskiej Bibliotece Publicznej w ostródzkim zamku.

Józef Dziedziul urodził się 24 października 1922 roku w gminie Kobylnik, w województwie wileńskim. Zmarł 26 listopada 2017 roku.

Wychował się w wielodzietnej rodzinie, miał dziesięcioro rodzeństwa. Jego dzieciństwo było szczęśliwe. Od siódmego do czternastego roku życia uczęszczał do szkoły powszechnej w Szkwartach , w której ukończył 4 klasy. W latach 1935 - 1941 pracował na roli u rodziców i uczęszczał na kursy wieczorowe dla dorosłych, na których w roku 1938 ukończył 7 klas.

W roku 1941 w jego spokojne życie brutalnie wkroczyła wojna. Wraz z rodziną został wywieziony do Związku Radzieckiego, na Syberię. Dla niego, jak i dla tysięcy Polaków pochodzących z Kresów rozpoczęła się gehenna.

Trafił do Ałma-Aty, gdzie do 1942 roku pracował jako pomocnik kierowcy samochodowego. Potem zgłosił się na ochotnika do Polskich Sił Zbrojnych na terenie ZSRR i razem z Armią Andersa wyjechał na Bliski Wschód. W Palestynie ukończył trzymiesięczny kurs kierowców samochodowych i został przydzielony do oddziału transportowego, w którym jako kierowca przebywał do końca służby.

Od 1943 roku do końca wojny brał udział w walkach na froncie włoskim między innymi w bitwie pod Monte Cassino. Pan Józef Dziedziul po zdobyciu Monte Cassino brał udział w zdobyciu Ankony. Ostatnią wojenną operacją, w której uczestniczył, było opanowanie Bolonii. Została ona zdobyta pod koniec kwietnia 1945 r.Została ona zdobyta pod koniec kwietnia 1945 r. Tam też pana Józefa zastał koniec wojny. Radość jego była jednak niepełna, bo tereny Wschodnie Polski zostały wcielone do ZSRR. W czerwcu 1946 r. pan Józef Dziedziul wraz z innymi żołnierzami II Korpusu Polskiego został przeniesiony do Wielkiej Brytanii.

W 1947 roku na własną prośbę został zwolniony ze służby wojskowej. Wyjechał do Holandii, gdzie pracował w stoczni jako ślusarz do 1948 roku, kiedy to powrócił do kraju. Tutaj jednak jako były żołnierz Armii Andersa był źle widziany przez nowe komunistyczne władze i bardzo długo nie mógł znaleźć stałej pracy. Tak ten okres z życia męża wspominała jego żona:

- Długo chodziliśmy ze sobą, 5 lat, ale to takie były dla niego trudne czasy . Nie miał mieszkania, zatrudnić nigdzie go nie chcieli. Wszędzie gdzie tylko pojechał od razu musiał stawiać się na UB. Pracy nie mógł dostał. W końcu jeden pan poradził, żeby w ogóle nie pisał swojego życiorysu ,no i on przyjął go do pracy. Wiele lat prowadził w Ostródzie naukę jazdy, a później jeździł karetką pogotowia aż do emerytury.

W 1949 roku Józef Dziedziul zdał egzamin kierowcy i uzyskał pozwolenie kategorii drugiej. Jednak dopiero w 1953 roku rozpoczął pracę w Olsztynie jako kierowca. W 1954 został zatrudniony w Ośrodku Szkolenia Zawodowych Kierowców w Ostródzie jako nauczyciel zawodu i pracował tutaj do 1957 roku. Następnie został kierowcą karetki pogotowia, którą prowadził aż do emerytury.

Józef Dziedziul otrzymał w swoim życiu wiele odznaczeń za zasługi wojenne, ale najważniejsze z nich to brązowy krzyż zasługi z mieczami, krzyż Monte Cassino, gwiazdę Italii, gwiazdę z lat wojny 1939-1945, medal wojska, medal wojny i medal defensyw, czyli obronny, przyznawany przez króla Wielkiej Brytanii. Na otwarciu wystawy otrzymał kolejne, a mianowicie medal "XXX-lecia Związku Żołnierzy Wojska Polskiego". Kiedy zapytaliśmy go o wrażenia z tej uroczystości i o wspomnienia z czasów wojny tak odpowiedział:

- Bardzo mi się podobało to wszystko. Jestem szczęśliwy, że doczekałem chwili, kiedy młodzież interesuje się naszymi wojennymi przeżyciami. Ale mam 92 lata (2014 rok. przyp. autorka), gdybym był młodszy miałbym więcej sił. Pochodzę z Wileńszczyzny, wywieziony byłem stamtąd na Sybir, gdzie do wojska do armii Andersa wstąpiłem. Teraz to uznają tą armię, przyznają odznaczenia, ale kiedyś tak nie było. Po wojnie przez to, że służyłem u Andersa, nie mogłem znaleźć pracy, musiałem się zgłaszać na UB. Jako żołnierz wyjechałem na Środkowy i Bliski Wschód. Tam organizacja dywizji była w Palestynie , gdzie ukończyłem kurs kierowcy. Uczyliśmy się jeździć po drogach, po których Chrystus chodził i nauczał. Moja brygada walczyła pod Tobrukiem, a to wojsko co z Rosji przyjechało to połączyli i stworzyli III Dywizję Karpacką. Potem poszliśmy na front włoski. Zdobywaliśmy Monte Cassino, Bolonię , linię Gotów.

W Ostródzie mieszkam od 1955 roku, a za rok w maju będziemy mieli z żoną sześćdziesiątą rocznicę ślubu. Moja mama żyła 100 lat i urodziła jedenaścioro dzieci, ale teraz z rodzeństwa żyje tylko mój 82-letni brat, który mieszka w Gdańsku. Kiedyś jeździliśmy z żoną w moje rodzinne strony na Wileńszczyznę, ale rodzina już umarła. Szkoda, bo mieszkają tam naprawdę wspaniali ludzie.

Pan Józef był niezwykle skromnym i wrażliwym człowiekiem. Świadczyły o tym zebrane przez niego pamiątki z okresu wojny. Można je było obejrzeć w jednej z gablot na wystawie ("Ostródzcy weterani. Zachować w pamięci", 09.2014 MBP w Ostródzie), a były tam mały szkaplerzyk, który przekazała mu jego mama; bilet z Ałma-Aty; kamyczek z plaży w Pahlavi w Palestynie, zdjęcia, dokumenty i odznaczenia. Krótkiej wypowiedzi udzieliła nam także pani Albina Dziedziul:

- Bardzo fajnie, że pan Gudaczewski (chodzi o zorganizowanie wystawy "Ostródzcy weterani. Zachować w pamięci".) zajął się tym wszystkim. Mąż się bardzo wzruszył. Z frontu przywiózł bardzo dużo pamiątek. Wszyscy się dziwią, że ma aż tyle zdjęć z tamtych czasów. Dużo artykułów o nim napisano, a jeden ukazał się nawet w polskiej gazecie w Londynie. Zostało tam wydrukowane zbiorowe zdjęcie i wiele osób potem się do nas odzywało, bo poznawali to ojca, to brata. Odezwał się mężczyzna z którego ojcem Józef walczył w jednym plutonie pod Monte Cassino. Spotkaliśmy się z tym panem i wtedy powiedział nam piękny wiersz i zaśpiewał piosenką o Monte Cassino. Wszystko opisano w gazecie. Nasze wojsko, z ostródzkich koszar, też męża kilka razy nagradzało. Kiedyś zawieźli nas aż do Olsztyna i tam awans na kapitana dali. Przydarzyła się nam także przykra historia. W Ostródzie, w świetlicy Związku Zawodowego Kolejarzy, była wystawa z pamiątkami wojennymi męża, ale wtedy to źle się dla nas skończyło. Ukradli mu order co za Monte Cassino dostał i już go nie odzyskał.

Podczas naszej rozmowy z państwem Dziedziul podszedł do nas Zdzisław Wójcik, kombatant i czynny działacz Związku Kombatantów i Byłych Więźniów Politycznych, który udostępnił dla zwiedzających pamiątki rodzinne po swoim ojcu. Opowiedział nam w kilku słowach o sobie i swojej tęsknocie za stronami rodzinnymi:

- Urodziłem się na Białorusi i tam mnie ciągnie. Ludzie też tam żyją dobrze, nie jest tak jak mówią. Jestem tam współzałożycielem szkoły języka polskiego, razem z konsulem polskim w Grodnie. Dlatego jeżdżę co roku do tej placówki i wożę im od nas prezenty. Jest tam duży pomnik postawiony żołnierzom, którzy zginęli w latach 1919-1920, składam tam wieńce z okazji różnych rocznic.

Jestem bardzo zadowolony, że mogę jeździć w swoje rodzinne strony. Powiem pani też coś zabawnego. Jak jadę na Białoruś to zakładam wszystkie moje odznaczenia i dlatego na granicy mówią na mnie generał. Zdjęcia na wystawie to pamiątki po moim ojcu, który walczył w kampanii wrześniowej. Na jednej fotografii jestem ja, moja siostra oraz nasz tata. Oczywiście jest to zdjęcie z dzieciństwa.

Tak oto spotkaliśmy żywą historię - ludzi, którzy żyją obok nas i mogą nas wiele nauczyć opowiadając swoje skomplikowane, naznaczone okrucieństwem wojny losy.

Rozmawiała: Marzena Matuszka

(redakcja)

Co sądzisz na ten temat?

podoba mi się 0
nie podoba mi się 0
śmieszne 0
szokujące 0
przykre 0
wkurzające 0
facebookFacebook
twitterTwitter
wykopWykop
komentarzeKomentarze

komentarz(0)

Brak komentarza, Twój może być pierwszy.

Dodaj komentarz

0%